Jan Hartman
j.hartman@iphils.uj.edu.pl
Principia, 31-044 Kraków, ul. Grodzka 52
 
    back
   
Teksty,Texts,Texte  
  home

Ustrój liberalny jako rządy omylnych ekspertów – wprowadzenie do liberalizmu bezpośredniego

Tytułowe określenie ma charakter postulatu. Takim właśnie chciałbym widzieć ustrój państwa liberalnego – ustrojem, w którym rekrutacja funkcjonariuszy sprawujących władzę opiera się w pierwszym rzędzie nie na legitymacji arytmetycznej (wyborczej), lecz merytorycznej (tj. na ich ekspercji), a ograniczenia swobody działalności państwa i jego funkcjonariuszy wynikają w pierwszym rzędzie nie z uprawnień demokratycznych obywateli delegujących swych przedstawicieli do sprawowania władzy w pewnym ściśle określonym zakresie, lecz z odpowiedzialności i samokrytycyzmu ekspertów, którzy zdając sobie sprawę ze swej omylności, nie chcą ponosić ciężaru władzy ani korzystać z jej przyjemności i przywilejów tam, gdzie wiąże się to dla nich ze zbyt dużym ryzykiem spowodowania szkód. Podstawa państwa liberalnego powinna więc być poniekąd arystokratyczna, a w każdym razie moralna, jakkolwiek pierwiastek moralny ustroju i sposobu sprawowania władzy wpływać powinien na powściąganie apodyktyczności rządzących elit.

Postulat ekspercji w ideologii liberalnej trąca późnooświeceniowym technokratyzmem. Tutaj oznacza on jednak wyłącznie zmianę pozycji wzajemnej pewnych ideałów politycznych: ideał kompetencji i samoograniczenia państwa na gruncie uczciwości intelektualnej nie pozostaje bynajmniej w sprzeczności z innymi, rzekomo bardziej podstawowymi, ideałami politycznymi, takimi jak ideał sprawiedliwości i demokracji. Ma on jednak, przyznajmy, we wszystkich odłamach filozofii politycznej rangę drugorzędną i podrzędną w stosunku do najważniejszych imponderabiliów tej czy innej koncepcji: wolności, suwerenności, bezpieczeństwa, sprawiedliwości. Chciałbym postulatowi ekspercji (kompetencji, wiedzy) nadać nową, wyższą niż dotychczas, rangę oraz nowe miejsce w teorii politycznej i nowe uzasadnienie.

Dotychczasowe uzasadnienie liberalne brzmi: państwo odpowiada w jakiejś mierze za dobro obywateli i odpowiada za skuteczność oraz prawidłowość swych działań – dlatego potrzebny jest w nim system kontroli kompetencji, działający nawet w obrębie procedur delegowania reprezentantów do sprawowania władzy. W arystokratycznym republikanizmie, którego wzorcem jest ustrój Państwa Platona, kompetencja jest wyłączną legitymacją do sprawowania władzy, a o omylności i tym samym o samoograniczeniu i społecznej kontroli działalności mędrców ją sprawujących nie może być mowy.

Nowe uzasadnienie zasady ekspercji, które chciałbym zaproponować, jest złożone i jako takie zawiera w sobie rekonstrukcję podstawowych idei mojego stanowiska politycznego, które nazywam liberalizmem bezpośrednim. Chciałbym, aby wyjaśnienie funkcji politycznej, jaką pełni kompetencja, oprócz tego, że samo w sobie jest ważne i świadomości politycznej potrzebne, zarazem stanowiło wprowadzenie do liberalizmu bezpośredniego. Najpierw przedstawię więc szkic rozumowania określającego rangę zasady ekspercji, a następnie sformułuję explicite szereg współzależnych założeń liberalizmu bezpośredniego, tak ułożony, aby eksponował kwestie kompetencji. W ten sposób dwie części tej niewielkiej pracy będą wzajemnie się uzupełniać i dookreślać.

I. Uzasadnienie postulatu ekspercji

Państwo ma takie prawa wobec „obywateli”, jakie funkcjonariuszom państwa (politykom i urzędnikom) uda się zdobyć (nie tylko fizyczną i ideologiczną przemocą – także poprzez zasługi dla dużych grup ludności). Jest to twierdzenie o faktach, a nie postulat.

Państwo jest instytucją czerpiącą korzyści z ograniczania wolności jednostek dzięki przemocy, lecz zwłaszcza dzięki swej skuteczności, a często wręcz dzięki monopolizacji sfery przedsięwzięć służących zaspokajaniu wyższych potrzeb organizacyjnych wspólnot ludzkich. Skuteczność i pożyteczność działań państwa zależy w głównej mierze od fachowości jego funkcjonariuszy i nieskrępowania ich poczynań przez względy ideologiczne i inne okoliczności polityczne, na przykład wynikające ze zbyt populistycznych procedur demokratycznych.

W dobrym państwie jego funkcjonariusze – politycy i urzędnicy – wiedzą, że państwo jest instytucją niewolenia, której prerogatywy należy kontrolować, a często wręcz ograniczać, i które nie ma żadnego innego mandatu do tego, aby czegokolwiek zakazywać lub nakazywać, niż praktyczna pożyteczność ugruntowanych w ekspercji urządzeń i regulacji – pożyteczność dla niego, dla jego funkcjonariuszy i dla jakiejś części ludności. Wiedzą oni zwłaszcza, że ograniczanie wolności jednostek nie może być motywowane jedynie moralną i praktyczną słusznością każdego takiego kroku, lecz wymaga mandatu do egzekwowania tego, co słuszne, mandatu, który zawsze jest problematyczny.

Odpowiedzialność polityczna funkcjonariuszy państwa jako prywatnych osób jest zasadniczym kapitałem moralnym państwa, a polega ona nie na bezwzględnej lojalności względem niego, lecz przeciwnie – na ograniczonej lojalności.

Ta ograniczoność lojalności wobec państwa wynika z rozumienia przez jego funkcjonariuszy, że wykonując swój zawód i służąc sobie oraz swemu środowisku („klasie politycznej i urzędniczej”), wchodzą w konflikt moralny z innymi jednostkami, związany z problematycznością owego mandatu do egzekwowania tego, co na gruncie ekspercji „technicznej” (na przykład ekonomicznej, prawniczej), a nawet i moralnej, słuszne (dla przykładu: z problematycznością monopolu na emisję środków płatniczych i ściągania podatków czy też monopolu na wykonywanie władzy sądowniczej).

Wyrazem ograniczonej lojalności funkcjonariuszy państwa jest skłonność do legitymizowania swej działalności raczej poprzez powoływanie się na kompetencje rzeczowe niźli na delegację społeczną (demokratyczną) lub autoryzację oficjalną (państwową), a tym samym skłonność do wypowiadania służby państwu tam, gdzie nie sięgają ich kompetencje.

Tym samym uczciwe państwo, szanujące wolność i prawa swych obywateli, wiąże swe prerogatywy z kompetencjami rzeczowymi, szczegółową fachowością swych funkcjonariuszy decyzyjnych (polityków) i wykonawczych (urzędników administracji) – dokonując samoograniczenia i wykazując się zdolnością do samokontroli tam, gdzie ryzyko poniesienia konsekwencji osobistych przez funkcjonariuszy z powodu popełnianych przez nich błędów przeważa nad nadzieją na dalsze korzyści i przyjemności związane ze sprawowaniem władzy lub urzędu.

Oczywiście, wymaga to mechanizmu prawnego i pewnego stopnia ideowości (wszelako wydatnie mniejszego niż ten, który czysto deklaratywne cechuje konstrukcję współczesnego państwa liberalnego), aby jakiekolwiek samoograniczanie zakusów na sprawowanie jak najszerszej władzy było możliwe. Realną podstawą tego samoograniczenia może być konkurencyjność innych niż polityczna typów kariery w stosunku do służby państwowej oraz daleko idąca personalizacja odpowiedzialności za błędy tej służby.

Tego rodzaju ograniczona atrakcyjność zawodów politycznych i urzędniczych pociąga za sobą właśnie ową pożądaną ograniczoną lojalność funkcjonariuszy w stosunku do państwa. Jedno i drugie – ograniczona atrakcyjność służby państwowej oraz ograniczona lojalność urzędników i polityków – ma za swój warunek, a zarazem wspiera naczelną dyrektywę liberalizmu – zasadę ograniczonego, lecz sprawnego i kompetentnego w swych ograniczonych prerogatywach państwa.

 

Przedstawiony wywód stanie się jaśniejszy na gruncie szerszej koncepcji, którą zarazem ilustruje – na gruncie koncepcji „liberalizmu bezpośredniego”. Oto jej założenia, zaprezentowane w taki sposób, aby rola zasady ekspercji została wyraźnie wyeksponowana.

II. Założenia liberalizmu bezpośredniego

Domena ideałów i wartości jest, zgodnie ze swymi własnymi roszczeniami, domeną idei regulatywnych i celów idealnych, lecz ich sposób przejawiania się w polityce (wpływania na prawa i decyzje) jest pośredni, jest zjawiskiem rzadkim, choć zarazem powinien być przedmiotem nieustannej uwagi, badań i strategii ustrojowej oraz ideologicznej. Ideały nie są i nie powinny być codziennością polityki.

Demokracja oznacza praworządność a zarazem oddziaływanie na prawodawstwo pewnego zespołu ideałów, jak również realną obecność i wpływowość polityczną praktyk symbolicznych związanych z uczestnictwem i samostanowieniem (na przykład rytuały współsprawowania władzy takie jak wybory powszechne). Wartość demokracji leży w sferze idealnej. Właśnie dlatego jej praktyka rzadko bywa satysfakcjonująca.

Działalność polityczna jest z reguły działalnością zawodową jednostek, w której kierują się one podobnymi motywacjami jak w innych sferach zawodowych, to znaczy pragnieniem maksymalizacji statusu społecznego i materialnego, pragnieniem władzy i autorytetu, pragnieniem tworzenia i sławy, a nawet pragnieniem sukcesu erotycznego. Odpowiednie warunki prawne i ideologiczne wykonywania zawodu stanowią o możliwości uzgodnienia motywów prywatnych działalności politycznej z interesami rozmaitych grup, w tym i bardzo szerokich.

Decydujące dla tej zgodności jest jednak podporządkowanie każdej formy działalności państwowej konkretnym kwestiom fachowym i ekspercji funkcjonariuszy zajmujących się nimi. Powodzenie państwa zależy od tego, w jakiej mierze działalność środowiska zawodowego („klasy”) polityków i urzędników (skrajnie konkurencyjnego wewnętrznie) sprzyja dobrobytowi jego instytucjonalnej infrastruktury, którą jest właśnie państwo (rzecz jasna, nie jest ono wyłącznie tym). Zgodność działalności państwa z dobrem szerokich rzecz ludności nigdy nie może być wartością polityczną bezpośrednio (co najwyżej w obowiązujących deklaracjach dyskursu politycznego), a jedynie pośrednio (i tylko pod tym warunkiem jest w ogóle jakąś realną wartością); pośrednio, to znaczy w zapośredniczeniu w zgodności działalności państwa z dobrem jego funkcjonariuszy. (Lapidarnie ujmuje to znany cytat „rząd się zawsze wyżywi”.)

Państwo jest więc między innymi instytucjonalną infrastrukturą środowiska zawodowego polityków i urzędników, dysponującego środkami przymusu na określonym terytorium. Państwo, jak każdy podmiot, działa na własną rzecz i dla własnego dobra. Dlatego dobry ustrój to taki, w którym państwo (środowisko polityczne i jego narzędzia instytucjonalne), wytwarzając dla siebie korzyści, możliwie mało utrudnia działalność innych instytucji i jednostek lub nawet tę działalność wspiera. Celem państwa nie jest jednak i nie może być bezpośrednie służenie dobru obywateli, lecz – tak jak w przypadku wszystkich innych podmiotów – służenie własnemu dobru. Dopiero pośrednio państwo może być przydatne dla innych grup zawodowych i ogólniej społecznych – niż działacze polityczni i urzędnicy. Warunkiem tej przydatności jest szczególna fachowość funkcjonariuszy państwa w świadczeniu wyższego rzędu usług organizacyjnych, a tym samym konkurencyjność względem innych instytucji. Postrzeganie pozapaństwowych instytucji jako subordynowanych względem państwa, jako podmiotu prawa wewnętrznego (w odróżnieniu od samych państw jako podmiotów prawa międzynarodowego lub wręcz jako suwerennych autoprawodawców), choć realistyczne, utrwala tylko nieliberalne stosunki i archaiczny patriarchalizm etatystyczny.

Myśl polityczna zazwyczaj fetyszyzuje państwo, uważając je za zdecydowanie najważniejszą formę stowarzyszenia (co na szczęście traci na aktualności), a zarazem wpierając mu ideały związane ze sprawiedliwością i demokracją, których realizacja pozostaje w trudnych do wymierzenia proporcjach do stopnia ich rozpropagowania (również przez samą myśl polityczną) i niekoniecznie państwu służy. Innymi słowy, narzucanie dyskursowi politycznemu takich form, które respektują dogmat, iż celem państwa jest dobro obywateli, a naczelną wartością w działaniu sprawiedliwość, powoduje powstanie ciężkiego nawisu hipokryzji i płynącej z niej dalszej demoralizacji, jaka dotyka funkcjonariuszy państwa, od których (rzekomo i formalnie jedynie) wymaga się niepomiernie więcej ideowości, niż kiedykolwiek byłoby ich stać. Żadnego państwa bowiem nie stać moralnie na instytucjonalizację wartości moralnych, a wiara w tego rodzaju możliwość prowadzi do przypisywania państwu prerogatyw, które mu nie przysługują.

Trzeba więc ustroju prawdy, to jest takiego, w którym ideowości jest tyle i tak dalece ona oddziałuje, jak na to stać funkcjonariuszy państwa, a moralne aspiracje państwa (do sprawiedliwości, do pomocy słabym etc.) są wyznaczone realistycznie. Tylko takie państwo może się rozwijać moralnie i stawać szlachetniejsze.

Państwo dobre to państwo samoograniczające się i samokrytyczne. (Do scharakteryzowania go można użyć metafory „legalnej i szlachetnej mafii”.) Takie państwo posługuje się w swym legitymizującym dyskursie politycznym przede wszystkim ideałem wolności, której ochronę uważa też za podstawę swej zdolności do samoograniczania i najważniejszą funkcję zewnętrzną, którą powinno spełniać po zapewnieniu sobie wewnętrznych korzyści i dobrobytu jako instytucji. Posługuje się zarazem pojęciem uprawnienia do ograniczania wolności, uprawnienie to wciąż rozważając i badając jego granice. Jego kultura polityczna obejmuje sobą rozumienie, że uprawnienie do ograniczania wolności obywateli nie wypływa wprost ze słuszności racji, czyli nie jest prostym następstwem kompetencji technicznych i moralnych, lecz staje się ważne i obowiązujące jedynie w obliczu najżywotniejszych interesów samego państwa.

Państwo prawdziwie liberalne nie wymaga do swego funkcjonowania republikańskiego dyskursu władzy jako służby, dyskursu legalizmu, dyskursu racji stanu oraz interesu narodowego, pozostawiając je sumieniom i poglądom swych funkcjonariuszy i swych obywateli. Wymaga za to współistnienia z państwem innych silnych instytucji i atrakcyjnych typów kariery niezwiązanych ze służbą państwową, zapewniającego „pozytywne ograniczenie lojalności” polityków i urzędników, stanowiących osobową substancję państwa, w stosunku do tegoż państwa. Wstępowanie państwa w stosunki konkurencji z niepaństwowymi instytucjami i rodzajami kariery życiowej (tu z kolei można posłużyć się metaforą „państwa jako korporacji”) jest koniecznym warunkiem rzeczywistego samoograniczenia państwa, będącego wykładnikiem jego uczciwości (zwłaszcza zaś poszanowania wolności obywateli) i praworządności.

Liberalizm bezpośredni jest bezpośredni w tym, że mówi otwarcie, iż państwo, jak każdy podmiot, zawsze dba najpierw o siebie, potem zaś dopiero o obywateli, a myśl polityczna musi się z tym pogodzić i szukać rozwiązań ustrojowych, które egoizm państwa uczynią narzędziem celów społecznych. Liberalizm bezpośredni jest bezpośredni, bo wolny od zapośredniczenia w dwuznacznych, paraideologicznych dyskursach. Nie dotyczy go paradoks „ideologii ideologicznej bezstronności”, paradoks autorytarnej obrony swobód demokratycznych przed wszelkimi postaciami autorytatywności ani konieczność podpierania się moralistyką republikańską, konserwatywną czy narodową, bo i to się liberalizmowi przydarza. Liberalizm bezpośredni ujmuje życie polityczne bezpośrednio tak, jak się ono prezentuje. Mówiąc na przykład, że posłem zostaje się najczęściej dla pieniędzy, wpływów i prestiżu, a szlachetniejsze pobudki są rzadkie i trudne do rozpoznania – niczego nie pragnie demaskować ani nawoływać do Realpolitik, lecz po prostu mówi coś, co wszyscy wiedzą, tyle że nie po to, aby na tym już poprzestać, lecz po to, aby postawić pytanie, jak wykorzystać ten fakt dla dobra państwa i jego ludności. Bo też liberalizm bezpośredni nie chce być akademickim komentarzem i oderwaną myślą polityczną, wymagającą dopiero przekształcenia w program polityczny – chce natomiast wprost, bezpośrednio zajmować się i stosować się do autentycznej polityki, swoją własną ekspercją polityczną wspierać rządy omylnych (i jak już wiemy – nie do końca lojalnych) ekspertów. Czy życie publiczne któregokolwiek z współczesnych państw, intelektualna i moralna podstawa działania jakiegokolwiek rządu zbliża się do warunków wyznaczonych tu „liberalizmowi bezpośredniemu”? Być może. Z pewnością jednak nie w Europie.

Kraków 2002

jot@ka