Jan Hartman
j.hartman@iphils.uj.edu.pl
Principia, 31-044 Kraków, ul. Grodzka 52
 
    back
   
Teksty,Texts,Texte  
  home

Jan Hartman

 

Tekst ukazał się w Gazecie Wyborczej 5.06.2005

 

Zagłada to także polska tragedia

   Znów ruszył „marsz żywych” i znów patrzyli na siebie nieufnie, a może tylko z pozoru nieufnie ci idący i ci stojący na chodnikach. Niejeden polski Żyd zastanawia się każdego roku: iść czy nie iść? Czy ci z Izraela aby nie mają czegoś do nas, Polaków? Czy ten marsz nie ma jakiegoś drugiego dna? Myślę, że nie, ale obawy i nieufność polskiego Żyda nie jest mi obca.

   Polskość naszych Żydów nie doczekała się dostatecznego poszanowania i uznania - ani wśród Polaków, ani wśród Żydów. Z tego powodu także nasi przodkowie pomordowani w obozach zostali przez pamięć i przez dyskurs publiczny „źle zakwalifikowani”. Są pamiętani wyłącznie jako Żydzi, podczas gdy byli w takim samym stopniu Polakami. Jako polski Żyd domagam się pamięci o tym, że Zagłada Żydów była także tragedią polską, bo setki tysięcy spośród jej ofiar czuło się i było Polakami, tak samo jak ja i moi zgładzeni przodkowie. Ignorowanie tej prawdy idzie w parze ze złą opinią wielu Żydów o Polsce i Polakach. Odczuwam żal do swoich ziomków-Żydów za to, że tak łatwo uwierzyli, iż Polska jest szczególnie antysemickim krajem i że tak wielu z nich głosi niesprawiedliwe opinie o Polakach. Mam nadzieję, że to się z czasem zmieni. Może już się zmienia?

Kim jesteśmy

   Żydzi mają szczególne powody, by piętnować ksenofobię i uprzedzenia, także pośród swoich. Dlatego sądzę, że niezbędna jest dyskusja na temat stosunku współczesnych Żydów do Polaków, podobna do trwającej od lat w Polsce debaty o polskim antysemityzmie. Odkłamania wymaga zwłaszcza stereotyp Polaka jako „zwykłego człowieka”, czyli obojętnego świadka Zagłady, a w istocie współwinnego jej przez tę swoją przyzwalającą obojętność.

   W Polsce, podobnie jak w wielu krajach Zachodu, począwszy od XVIII wieku istniała warstwa mniej czy bardziej zasymilowanych Żydów, będących patriotami krajów, w których żyli, ale zachowujących poczucie przynależności do narodu żydowskiego. Również dziś żyją w całym świecie miliony takich dwunarodowych Żydów. W przypadku, dajmy na to, USA jest to dla wszystkich naturalne. Nie jest już jednak takie naturalne w odniesieniu do Polski. Decyduje o tym uprzedzenie, z którym zbyt często się stykamy. Każdego polskiego Żyda wielokrotnie pytano: „co ty jeszcze robisz w tym kraju?!”, „jak możesz żyć w cieniu pieców Auschwitz?!”. Te pytania sugerują, że Polska i polskie społeczeństwo to środowisko społeczne nieprzyjazne dla Żyda. Że to jest dla Żyda złe miejsce. To nieprawda, a ja, będąc w stu procentach Polakiem i w stu procentach Żydem, nie chcę żyć nigdzie indziej i boli mnie nieufność a tym bardziej jawna niechęć wielu moich ziomków-Żydów do mojego narodu - Polaków. Boli jednak i to, że wielu Żydów, wiedząc że jestem Polakiem, odmawia mi pełnej żydowskiej tożsamości, tak jakbym był jakąś niezdrową hybrydą. Dlaczego, pytam, można być Żydem i Francuzem, Żydem i Amerykaninem, a nie można niby być Żydem i Polakiem, „Żydo-Polakiem”? Można. Jestem na to żywym dowodem, podobnie jak dziesiątki moich przodków, o których wiem, że myśleli i czuli tak samo jak ja.

Wojna

   Odmowa zrozumienia, że polscy Żydzi są i byli Polakami powoduje wypaczenie obrazu wojny na terenie Polski. Żydzi patrzą na tę wojnę przez pryzmat Zagłady i odmienności sytuacji Polaków i Żydów w obliczu agresji niemieckiej. Niemcy zamknęli Żydów w murach gett i od tego czasu również w wyobraźni Żydów ze świata polscy Żydzi zaczęli przedstawiać się jako całkowicie odrębna społeczność, społeczność nie-Polaków na terenie Polski. Jest to jednak sposób myślenia narzucony zachowaniem Niemców. Nie poddawajmy mu się. Prawda jest zupełnie inna. Liczni Żydzi polscy byli w podobnym sensie Polakami jak zasymilowani Żydzi francuscy Francuzami, a nawet niemieccy - Niemcami. Ci ostatni być może przestali być Niemcami, gdy państwo niemieckie się ich wyrzekło, ale na pewno nie można tego powiedzieć o Żydach polskich. W Polsce było przed wojną wiele antysemickich ekscesów i przejawów urzędowej dyskryminacji - więcej niż w niektórych innych krajach europejskich, choć mniej niż w wielu innych. Byłoby jednak zupełnym absurdem przypuszczać, że te ekscesy wyłączyły 3,5 mln Żydów ze społeczeństwa i zamknęły ich w getcie, że ta wielka społeczność żydowska przestała być częścią społeczeństwa polskiego, żyjącą w jednej politycznej całości z etnicznymi Polakami i innymi grupami. Polska była na tyle normalnym, przyzwoitym krajem, że zamieszkujące tu mniejszości narodowe były po prostu fragmentem społecznej i politycznej całości tego wielokulturowego państwa, tak jak to jest dzisiaj w większości krajów, gdzie Żydzi mieszkają. Uprzytomnienie sobie tego pomaga zrozumieć coś, co do wielu wciąż nie dociera: Zagłada jest niewymowną tragedią Żydów, ale jest również tragedią Polaków.

   Zagłada pochłonęła trzy miliony polskich Żydów. Większość z tych ludzi uważała się za pełnoprawnych członków polskiego społeczeństwa, mówiła dobrze po polsku (wielu nawet wyłącznie po polsku) i kochała Polskę. Znaczna część z tych ludzi była, tak jak ja, Żydami i Polakami. Dlatego ich śmierć to także tragedia polska.

   Te miliony Żydów to nie wszyscy nasi ludzie, których straciliśmy w czasie wojny. Z rąk wroga zginęło jeszcze kolejne 3,5 mln, i nie będę rozwodzić się nad tym, ilu wśród nich było etnicznych Polaków, a ilu przedstawicieli różnych mniejszości. Pamiętajmy, że mimo całej odmienności losu etnicznego Polaka i polskiego Żyda w czasie wojny (w końcu ten pierwszy miał 90% szans przeżycia, a ten drugi 10%), los „aryjczyków” również był straszny. Pamiętajmy o żołnierzach i partyzantach, a także o setkach tysięcy cywilów zamęczonych w obozach czy zabitych w czasie Powstania Warszawskiego.

   Jeśli trudno niektórym pogodzić się z możliwością spojrzenia na Zagładę w taki sposób, niechaj zechcą pomyśleć o 11 września. Pod gruzami WTC zginęło wielu Żydów. Czy oddzielamy ich od amerykańskich ofiar tej tragedii? Oczywiście nie, bo jest dla nas jasne, że ci Żydzi byli jednocześnie Amerykanami. Dlaczego więc ktoś może wzdragać się na myśl, że w Zagładzie zginęły setki tysięcy a może miliony Żydów-Polaków, wobec czego tragedia ta jest także tragedią Polaków? Chyba tylko dlatego, że jest przekonany, iż Polacy byli wrogami Żydów, a Żydzi nie byli w Polsce u siebie. Otóż Polacy w zdecydowanej większości nie byli wrogami Żydów, a Żydzi w zdecydowanej większości czuli się w Polsce u siebie. To jest taki sam fakt społeczny, jak to, że przed wojną istniał w Polsce i innych krajach Zachodu silny antysemityzm.

   Gdy Marsz Żywych idzie co roku przez miasto Oświęcim do obozu Auschwitz, na chodnikach stoją ludzie i patrzą. Stojący na chodnikach i patrzący ludzie wyglądają trochę obco i nieprzyjemnie. Ale też właściwie, to co mają robić? Muszą czekać aż my przejdziemy, aby samemu przejść przez ulicę albo po prostu oglądają niecodzienną scenę uliczną. Trzeba trochę wyobraźni, aby zrozumieć, że tak stojąc i patrząc nie popełniają żadnego występku, a jedynie z naszej, idących, perspektywy jawią się tak obco i chłodno. Czynienie ludziom zarzutu z tego, że żyli, gdzie żyli, żyli jak się dało, choć obok Niemcy mordowali Żydów, jest absurdalne i dowodzi całkowitego braku wyobraźni. Żydzi też starali się żyć do ostatniego dnia możliwie najnormalniej, nawet wtedy, gdy już likwidowano getta. Jakże miałoby być inaczej?

   Wielu etnicznych Polaków podczas wojny kolaborowało z Niemcami, wydając im Żydów. Było też wiele pogromów. Trzeba o tym pamiętać i my, Polacy, powinniśmy sobie samym to pamiętać. Ludzie wykształceni mają zresztą tę świadomość. Pragniemy jednak, aby i to nam pamiętano, że to w tej samej Polsce Żydzi spotkali się z bohaterską pomocą na największą w Europie skalę. Symbolizuje ją 6500 polskich drzewek w Yad-Vashem. Mimo że tych polskich drzewek jest tam najwięcej, zbyt mało Żydów kojarzy naród Polski z aktami bohaterskiej solidarności, a za to bardzo wielu z wrogością i kolaboracją z Niemcami. To niesprawiedliwe i stronnicze. Boli to, że bohaterowie ratujący Żydów, nie będący Polakami, znani są nieporównanie szerzej niż bohaterowie narodowości polskiej. Każdy zna, i powinien znać, nazwisko Wallenberg czy Schindler, mało kto zaś zna nazwiska Sławik i Sendler - ludzi, którzy uratowali od śmierci wiele tysięcy Żydów i zasługują na tę samą publiczną pamięć. Gdy jednak trzeba przypomnieć dzieło zbrodniarzy (a trzeba), polską narodowość niektórych spośród tych ludzi zaznacza się skwapliwie. Nawet Niemców nazywa się w wielu publikacjach „nazistami” albo „hitlerowcami”, by zaznaczyć, że nie wszyscy Niemcy byli zbrodniarzami, gdy jednak mówi się o szmalcownikach lub „zwykłych ludziach” - obojętnych świadkach Zagłady, wtedy często bez wahania używana jest nazwa „Polacy”. Mówmy na Niemców - Niemcy, a na Polaków - Polacy, lecz jeśli już unikamy tych określeń, to unikajmy ich konsekwentnie i sprawiedliwie.

Antysemityzm dziś

   Szeroki zakres antyżydowskich aktów ze strony etnicznie polskich współobywateli ma tę samą przyczynę, co wielka liczba aktów bohaterskich. Po prostu u nas Żydów było najwięcej i to nasz kraj Niemcy uczynili sceną Zagłady. W ogólności, wszystkie zjawiska związane z „kwestią żydowską” w Polsce przejawiały się silniej niż w wielu innych krajach, z tego właśnie, ilościowego powodu. Reminiscencje tej rzeczywistości widoczne są do dziś, na przykład w postaci pozostałości mitologii żydowskiego zagrożenia i demonizowania Żydów. Paradoksalnie, temu gatunkowi antysemityzmu sprzyja prawie całkowity brak Żydów w naszym kraju (jest nas może kilkanaście tysięcy) - łatwiej przecież demonizować abstrakt niż żywych ludzi.

   Polski antysemityzm jest strachem i zawiścią podszyty, krzewiąc się wśród ludzi, którzy wszędzie wokół siebie widzą winnych swojej biedy. Ci sami ludzie, którzy mówią, że władza to sami złodzieje, zwykle mówią też, że wszystkiemu winni są Żydzi. Branie ludzi prymitywnych za wzorzec społeczeństwa polskiego jest jednak nonsensem. Powiedzenie na takiej podstawie, że Polacy są na ogół antysemitami, ma w sobie tyle samo prawdy, co powiedzenie, że na ogół nienawidzą swojego państwa i lżą jego władze.

   Nie bagatelizuję bynajmniej faktu, że w naszym kraju mury wysmarowane są napisami „Żydzi do gazu!” i swastykami, a w wielu kioskach z prasą można kupić nienawistne pisemka antyżydowskie. Mało kto odważy się przejść w kipie na głowie przez osiedle w polskim mieście. Z kolei powiedzenie publicznie „jestem Żydem” odbierane bywa jako coś na kształt prowokacji lub pretensjonalnej ostentacji. Tak, Polska jest dotknięta antysemityzmem - na ogół prostackim, czasami bardziej wysubtelnionym. To prawda. Ale nie ma żadnych podstaw, by przypuszczać, że w ogólności antysemityzm jest tu większy niż gdzie indziej w Europie. Wyraża się natomiast zazwyczaj tak prymitywnie, bo cechuje prymitywnych ludzi. Jeden głupiec może zrobić sto napisów, które trwają na murze przez lata, a ci co powinni je zamalować nie robią tego, bo sądzą, że to i tak nic nie da. Ilu jest takich głupców? Sądząc z mikroskopijnej sprzedaży wspomnianych pisemek, pewnie niewielu. A jednak większość z nas, Żydów z Polski, nie doznała w wolnej Polsce istotnych przykrości z racji swej przynależności narodowej. To też o czymś świadczy. Podobnie jak to, że Polska wolna jest od masowej antyizraelskiej histerii, która dotyka wiele społeczeństw zachodnich.

   Przeciętny Polak jest chyba obojętny wobec Żydów, jakkolwiek gotów jest przypuszczać, że Żydzi nie cierpią Polaków, uważając ich za antysemitów. I wtedy zaczyna faktycznie Żydów nie lubić. Mamy więc tzw. sprzężenie zwrotne: Żydzi często nie lubią Polaków, bo uważają ich za antysemitów, Polacy zaś nie lubią Żydów, bo uważają, że Żydzi widzą w nich antysemitów lub „obojętnych świadków Zagłady”. To paranoja. Przerwijmy ją!

jot@ka