Jan Hartman
j.hartman@iphils.uj.edu.pl
Principia, 31-044 Kraków, ul. Grodzka 52
 
    back
   
Teksty,Texts,Texte  
  home
Jan Hartman

Jan Hartman

Polska moich marzeń 2030

[napisane na Kongres Obywatelski 2010]

Jak każdy obywatel wyobrażam sobie czasami, jaki mógłby być kiedyś, w przyszłości, mój kraj. W ciągu ostatnich dwudziestu lat zmienił się tak bardzo i tak nieoczekiwanie, że brak już śmiałości, by wyobrażeniom takim nadawać rangę przewidywań. Zawsze jednak wolno nam marzyć. A marzenia mogą mieć coś wspólnego z rzeczywistością albo nie. Biorąc to pod uwagę, wezwany do głosu, formułuję swoje marzenie o Polsce za kolejne dwadzieścia lat. Mają to być wszak marzenia nie całkiem jałowe, ale zabarwione pewną dozą prawdopodobieństwa, a więc – dla mnie przynajmniej, jako podmiotu marzącego – ekscytujące.

Jaki jest współczesna Polska, każdy widzi. Nie jest źle, choć zawsze mogłoby być lepiej. Nie jest dobrze, choć przecież mogło być gorzej. Sądzę, że w tym, co mogłoby pójść lepiej, szybciej, wciąż mamy przed sobą szanse. Polska nie jest skazana na żadną z plag społecznych i politycznych, jak zacofanie, dyktatura albo anarchia – wszystkich możemy uniknąć, choć ich zarodniki nosimy w sobie. Jednocześnie nic nie jest in plus przesądzone – demokracja, bezpieczeństwo i dobrobyt nie są dane raz i na zawsze. Mamy jednak silne poczucie, że te fundamentalne wartości polityczne i społeczne nie są dziś zagrożone. Nie muszę się więc nimi zajmować w swoim marzeniu. Zajmę się za to tymi sferami życia, w których kwestia postępu nie jest całkiem jasna: jakością życia publicznego, obyczajowością, prawem i funkcjonowaniem państwa oraz stosunkiem państwa i społeczeństwa do otoczenia przyrodniczego.

I. Życie publiczne

Dziś Polska jest krajem prawie zupełnie prowincjonalnym, zaściankowym. Choć ludności sporo, to życie publiczne toczy się pod dyktando kilku stacji telewizyjnych oraz kilkunastu osób, których wypowiedzi dostarczają im tematów do komentarzy. Co mądrego powiedział lider opozycji, a co biskup? A co na to gwiazda popkultury? Gdybyż to były sprawy poważne. Ale tak nie jest – ogromna większość spraw, którymi kolejno żyją media, także te lepsze, to sprawy błahe, infantylne, a osoby pełniące rolę autorytetów publicznych zwykle nie wyróżniają się ani cnotą, ani mądrością szczególną. W dużym, złożonym społeczeństwie tematy naszych codziennych ekscytacji nie mogłyby nawet przebić się na czołówki gazet.

Mam nadzieję, że to się zmieni, że społeczeństwo polskie za dwadzieścia lat będzie na tyle rozwinięte i różnorodne, a przede wszystkim intelektualnie dojrzałe, iż jego życie publiczne koncentrować się będzie na sprawach zupełnie innej niż dzisiaj wagi. Marzy mi się Polska, w której na oczach kilku milionów wykształconych Polaków politycy i specjaliści toczą rzeczowe spory o sprawy poważne, z których następnie coś będzie wynikać. Wyobrażam sobie, że życie publiczne nie będzie ograniczone do następujących po sobie serii materiałów medialnych, lecz polegać będzie na rzeczywistej politycznej debacie, w której poważanie i kompetentnie głos zabierać będą liczne środowiska, stowarzyszenia, partie, instytucje, uczeni. Kto wie, być może obchodzić nas będą nie tylko sprawy bieżące, a nawet nie wyłącznie przyszłość naszego kraju, lecz również problemy międzynarodowe i globalne, a nasze społeczeństwo poczuje się za nie w jakiejś mierze współodpowiedzialne.

Jeśli życie publiczne w Polsce ma kiedyś stać się dojrzałe i światowe, niezbędne będzie po temu ugruntowanie liberalnej opinii publicznej oraz liberalnych obyczajów, nakazujących traktowanie podmiotów życia publicznego jak partnerów, których wkład w dyskusję zależy od słuszności rzeczowych argumentów, a jednocześnie reprezentujących pewne interesy i nie próbujących tego ukrywać. Aby taka kultura racjonalności i równego traktowania stron debaty publicznej mogła w Polsce zaistnieć, nasz kraj musi stać się o wiele bardziej różnorodny wewnętrznie, a jego wykształcone elity muszą znacznie awansować w oczach ogółu społeczeństwa. Bez różnorodności etnicznej, religijnej, obyczajowej, bez silnie ukonstytuowanych mniejszości i grup interesu nie może być mowy o powstaniu w Polsce prawdziwej agory, w miejsce drewnianej scenki, na której dziennikarze reżyserują wciąż ten sam spektakl z garstką dość przypadkowych i przewidywalnych aktorów, odgrywany dla mało wyrobionej i mało przez artystów szanowanej publiczności.

II Obyczaje

Obyczaje Polaków dalekie są od świetności. Duma narodowa przeżywana jest przez nas we frustracjach i urazach, a kompleksy i obawy w stosunku do świata zewnętrznego pętają nas i degradują, a co gorsza malują się na naszych twarzach, gdy przychodzi nam bywać w świecie. Marzy mi się Polska dumna i świetna szczerym i szerokim obejściem, ucywilizowana i wyrobiona. Wierzę, że przykład społeczeństw kulturalnych i pewnych siebie oddziała z czasem i pozwoli wejść na tę samą drogę. Marzy mi się Polska bez chamstwa i prostactwa na każdym kroku, kraj ludzi uprzejmych, umiejących się znaleźć, rozumiejących i szanujących odmienne obyczaje mniejszości, które go zamieszkują oraz gości, którzy go odwiedzają. Oczami wyobraźni widzę Polskę na kulturalnym Zachodzie, podobną do tych krajów, gdzie cudzoziemiec czuje się bezpiecznie i swojsko, gdzie z prawie każdym może się porozumieć po angielsku a potrzebne sobie towary i usługi nabyć bez trudu i ryzyka. Widzę Polskę, do której cudzoziemcy przyjeżdżają bez poczucia przekraczania bariery kulturowej i narażania się na niemiłe niespodzianki, a miejscowi traktują się wzajemnie z szacunkiem i ufnością. Czy to możliwe, aby Polacy stali się narodem ludzi dobrze wychowanych w ciągu krótkich dwudziestu lat? Aby przestali warczeć na siebie, hałasować i brudzić? Jeśli powstrzyma się pijaństwo, a szkoła i policja obejmą ster dyscypliny społecznej, to kto wie?

Obyczajowość Polaków znalazła się w głębokim niżu nie tylko z powodu bezkarności wszelkiego autoramentu łobuzerii oraz powszechnego dziś piwnego pijaństwa, lecz również z powodu demoralizującego wpływu niezwykłego wzrostu bogactwa i konsumpcji, jaki nastąpił w ostatnim dwudziestoleciu. Pragnienie nabywania i używania wszelkiego rodzaju towarów i usług w wymiarze masowym przesłania wszelkie inne aspiracje i pragnienia ludności. W rezultacie życie większości współczesnych Polaków zdeterminowane jest przez myśli o zarabianiu i wydawaniu pieniędzy, a tym samym ulega ono przepołowieniu na czas pracy i czas wolny. Ten dualizm oznacza ulokowanie wszelkich ambicji po stronie życia prywatnego oraz traktowanie pracy wyłącznie jako źródła utrzymania, a w konsekwencji jako zła, które należy, na ile tylko można, pomniejszać, przez unikanie wysiłku i jego skracanie. Brak wszelkiego etosu pracy może w jakiejś mierze zostać zrównoważony przez wymagania rynku, wymuszające pewną efektywność. Nic jednak nie zastąpi zaangażowania w pracę, uczciwości i zwykłej pracowitości. Marzy mi się, że za dwadzieścia lat, kolejne pokolenie Polaków będzie, jeśli nie głęboko zaangażowane w życie zawodowe, to przynajmniej w pracy solidne. Jako że sprawa bynajmniej nie dotyczy tylko naszego kraju, życzenie to wypada mi rozciągnąć na całą Europę.

III. Prawo i państwo

Weszliśmy na drogę budowy wolnego, otwartego i demokratycznego społeczeństwa, a więc na drogę budowy kultury liberalnej. Wolne społeczeństwo żąda liberalnej demokracji i bez liberalnej demokracji nie może istnieć. Jak dotąd sukces nasz jest połowiczny. Polska jest krajem o zewnętrznych znamionach ustroju demokratycznego, a więc „demokracją formalną”, co oznacza przede wszystkim funkcjonowanie systemu partyjnego i wyborczego. Jest też Polska krajem częściowo praworządnym, którego organy starają się przestrzegać prawa, jakkolwiek efekty tych starań są nader niedoskonałe. Jeszcze gorzej wygląda to w dziedzinie wykonywania prawa przez sądy. Samo zaś prawo wciąż stanowi mozaikę przepisów anachronicznych, przepisów nowoczesnych, skopiowanych z Zachodu, oraz przepisów gwarantujących rozmaite przywileje grupowe. Jest bowiem Polska krajem „przetargowo-roszczeniowym”, którego życie polityczne polega w głównej mierze na negocjowaniu przez silne grupy interesu swego poparcia wyborczego dla którejś z partii w zamian za przywileje materialne oraz na szantażowaniu rządu wywoływaniem niepokojów społecznych w razie niespełnienia żądań korporacyjnych. W efekcie ustrój Polski przypomina feudalny portfel przywilejów i zobowiązań, jakkolwiek zwykle nie jest czytelne, kto jest czyim klientem i wasalem, a kto panem i księciem. Jednocześnie nie funkcjonują prawie żadne zabezpieczenia grup mniejszościowych przez dyskryminacją, a więc przepisy rozwijające liberalne zapisy polskiej konstytucji. Konstytucja ta nie jest zresztą w pełni konstytucją wolnego kraju, zawierając zobowiązania do zawarcia konkordatu z Watykanem, który faktycznie został zawarty i który – zgodnie ze swą naturą – jest listą przywilejów kościoła katolickiego finansowanych przez państwo polskie. Marzy mi się Polska mająca konstytucję wolną od tej skazy, Polska, w której kościół katolicki podlega takiemu samemu nadzorowi organów państwa, w tym również nadzorowi finansowemu, co inne dobrowolne stowarzyszenia i organizacje, nie korzystając z żadnych przywilejów, których nie posiadają inne instytucje powołane do krzewienia takich czy innych przekonań. Chcę wierzyć, że za dwadzieścia lat Polska będzie krajem świeckim, którego rząd nie będzie w żaden sposób manifestował przywiązania do żadnej z religii, nie stawał arbitralnie po stronie określonych poglądów, które trwale dzielą społeczeństwo, nie faworyzował żadnego światopoglądu ani eksponującej taki światopogląd instytucji.

Aby w ogóle mógł w Polsce powstać rząd liberalny, aby Polska mogła się stać krajem, w którym każdy czuje się u siebie, bez względu na to, czy należy do etnicznej, religijnej albo seksualnej większości, czy też mniejszości, spełniony musi zostać fundamentalny warunek, jakim jest ugruntowanie w społeczeństwie i wśród polityków szacunku dla osobistej autonomii każdego obywatela, a także idące za tym zrozumienie idei rządu ograniczonego. Jeśli pragnienie i poczcie wolności zostało już w społeczeństwie polskim dość silnie ugruntowane, to świadomość, że obowiązkiem rządu jest strzeżenie wolności jednostki, zaś wcielanie przez rząd w materię przepisów prawa, środkami nakazów i zakazów, pewnego zespołu poglądów moralnych i politycznych, jest z gruntu niemoralne i niedopuszczalne, zaledwie w Polsce kiełkuje. Prawie nie zdarza się, aby w dyskusjach na temat nowych ustaw podnoszono kwestię ich stosunku do autonomii obywateli i moralnego prawa ustawodawcy do jej ograniczania w danym wypadku. Żadnej świadomości, iż nie wystarczy dobra wola, a nawet racja, aby użyć prawnego przymusu i ograniczyć obywatelom prawo stanowienia o sobie, na razie wśród polityków nie widać. Słaba jest też wrażliwość na kwestie dyskryminacji oraz świadomość, że przywileje nadawane jednej grupie obywateli oznaczają dyskryminację jakiejś innej grupy, często słabo widocznej i nie zdefiniowanej.

Polska moich marzeń jest krajem świeckim, światopoglądowo, na ile to możliwe, neutralnym, szanującym prawa obywateli, szanującym odmienności i postawy mniejszościowe, unikającym przesądzania za obywateli spraw sumienia, w których zgody publicznej osiągnąć niepodobna. Marzę o Polsce, w której zakazy i nakazy będą miały za sobą powody najwyższej wagi, a ci, którzy będą władni ustanawiać je i wcielać w życie, zachowają świadomość związanej z tym odpowiedzialności moralnej, dokładając starań, by ograniczeń autonomii obywateli, ich możliwości dokonywania wyborów i stanowienia o sobie było jak najmniej. Chciałbym, aby w Polsce czuli się u siebie i komfortowo tradycjonaliści i libertyni, katolicy i ateiści, geje i ci, którzy wybierają celibat. Chciałbym jednocześnie, aby czuli się tu jak najgorzej ci, którym nie wystarcza, że mogą żyć po swojemu, gdyż żądają, aby również inni żyli na ich modłę. Mam nadzieję, że polskie społeczeństwo nauczy się traktowania zamachów na wolność jednostki na podobieństwo agresji fizycznej, stanowczo się im przeciwstawiając. Czy w ciągu dwudziestu lat może w Polsce zajść taka liberalna przemiana? Wierzę, że tak. Od umiłowania wolności, które jest już naszym udziałem, do idei rządu ograniczonego i samoograniczającego się prowadzi przecież tylko jeden krok.

 

IV. Szacunek dla przyrody

Dzisiejsza Polska jest krajem ekologicznego chamstwa. Wprawdzie istnieją parki narodowe, a wody i powietrze chronione są przed zanieczyszczeniem, zaś gatunki zagrożone są pod ochroną, codzienny stosunek Polaków i wielu polskich instytucji do otoczenia naturalnego jest wulgarny i niszczycielski. Ofiarą jakiejś niepojętej eko-agresji padają miliony drzew i krzewów, tysiące drobnych akwenów, naturalnych łąk i zagajników. Być może to pragnienie zamanifestowania bogactwa i panowania nad posiadanymi terenami sprawia, że osoby prywatne, zarządcy osiedli oraz gminy wycinają, koszą, osuszają bez pamięci co się tylko da. Do tego dochodzi jeszcze coroczne wypalanie traw, dzikie wysypiska śmieci, a także masowe dręczenie zwierząt domowych i gospodarskich, trzymanych w złych warunkach i jakże często porzucanych. Na naszych oczach giną całe populacje gadów, płazów i ptaków, w tym również najbardziej symbiotycznych z człowiekiem i niejako z nim zaprzyjaźnionych, jak wróble i jeżyki. Ten stan rzeczy mało kogo obchodzi. Mam wszelako nadzieję, że to się zmieni. W Polsce 2030 krzew i staw stanie się wartością, której nie będziemy bezmyślnie niszczyć. Wycie kosiarek, dziś rozlegające się w każdym mieście i wiosce, przez całe lato, stanie się dźwiękiem słyszanym z rzadko i niedługo. Powrócą wróble i żaby, a jeżyki znów będą miały gdzie zakładać gniazda. Prawdę mówiąc, to właśnie stosunek do roślin i zwierząt, dziś wyznaczony przez prymitywną i odpychającą myśl, iż istnieją one po to, by służyć człowiekowi, będzie najpewniejszą miarą naszego kulturalnego i moralnego awansu. Polska moich marzeń będzie krajem zielonym, rozbrzmiewającym kumkaniem żab i śpiewem ptaków. Jeśli tego nie uda nam się osiągnąć, a postępy poczynimy w innych dziedzinach, i tak nie będę zadowolony.

Jestem wystarczająco młody, by w wiarą myśleć o przyszłości i mieć nadzieję, że ją ujrzę na własne oczy. Postęp, którego wizję tu nakreśliłem, wydaje mi się możliwy i całkiem realny. Z niecierpliwością wypatruję kolejnych lat i dziesięcioleci – oby Polska zmieniała się w nadchodzących dwudziestu latach tak pięknie i wspaniale, jak zmieniała się w ciągu dwóch dekad, które minęły.

jot@ka