Jan Hartman
j.hartman@iphils.uj.edu.pl
Principia, 31-044 Kraków, ul. Grodzka 52
 
    back
   
Teksty,Texts,Texte  
  home
Jan Hartman

Jan Hartman

Przedziwna moc krzyża

[Przekrój 2010]

Jakże umęczonym, lecz przecież nie zużytym, symbolem jest krzyż. Wszyscy na niego liczą, wszyscy czegoś chcą – od niego lub przez niego. Z krzyżami na tarczach, w imię krzyża, mieniąc się jedynymi prawdziwymi dziedzicami Jezusa, mordowali się chrześcijanie przez wieki bez litości. Nasz ci jest krzyż, z nami jest Bóg! Tak wołali. Z krzyżami na płaszczach i na piersiach tysiące mordowały tysiące takich, co bez krzyża. I odwrotnie – ci, którym krzyż nienawistny, cięli „krzyżowców”, by zjednać sobie chwałę i nagrodę w niebie.

W mrokach naszej gatunkowej niepamięci zagubiliśmy początki wyobraźni krzyża. Ktoś kiedyś po raz pierwszy narysował krzyżyk na skale lub na drzewie, by zaznaczyć swoje miejsce, swoją obecność Tu. Chciał przez to powiedzieć: tu jestem, tu jest mój środek świata, mój dom. Wara wam od krzyża, który tu nakreśliłem na znak mojości tego miejsca i na znak świętości mego środka świata. Tu, w miejscu, które należy do mnie, Bóg wysłuchuje próśb i najchętniej przyjmuje ofiary. Przez to miejsce, oznaczone krzyżem, prowadzi droga łaski. Tylko tędy ujść można starości i śmierci.

Lecz by dostać się do nieba, trzeba wspiąć się wysoko, na najwyższe z drzew. Pień i gałęzie – oto druga postać krzyża. Krzyż: środek świata i drzewo, które prowadzi z ziemskiej dziedziny cierpienia i śmierci ku niebiańskiej i boskiej dziedzinie wiecznej młodości i radości. Przez drzewo-krzyż wiedzie ścieżka zbawienia. Tak wierzyły ludy ziemi przez tysiące lat. Pod drzewem lub krzyżem składały ofiary dla przejednania obrażonych bogów, wyznawały swe winy, wraz z tą największą – bogobójstwem. Tam też oczekiwały wiosennego odrodzenia zmarłych poprzedniego roku bogów, zaklinając ich płodność i hojność.

Od kiedy przestaliśmy wędrować, od kiedy objęliśmy w posiadanie ziemię, na której rodzimy się, pracujemy i umieramy, świętość i płodność, świętość i pory roku, świętość i Miejsce sprzęgły się w wyobraźni religijnej nierozłącznie. Wśród jej niezliczonych symboli drzewo i krzyż – drewniany krzyż – odegrał rolę historycznie najbardziej doniosłą.

Jeszcze dziś, najprostsi spośród nas, najbliżsi duchem naszym przodkom, stawiają krzyże, mówiąc: to Tu, to Nasze, to nasze Święte miejsce. Osadzenie krzyża, symboliczne objęcie w posiadanie miejsca uświęconego, w którym Bóg słucha modlitw, obdziela łaskami, wybacza i zbawia, jest dziś jednym z niewielu zabytków archaicznej świadomości. Tylko te światła pradawne, palone przodkom głęboką jesienią, mogą się równać z owym pierwotnym ustanowieniem miejsca świętego, rytualnym zawłaszczeniem uświęconego terytorium. Skoro zaś drzewo żywota zostanie zasadzone, każdy, kto chciałby je ściąć, staje się bluźniercą i wrogiem. To oczywiste.

Biedny krzyż, umęczony, przez coraz to nowe ręce, w tej czy innej sprawie na nowo osadzany, znosić musi od tysięcy lat ten sam dramat wyobraźni, który ludzie odgrywają wokół niego i z jego udziałem. W dramacie tym występują bogowie, ofiarnicy, strażnicy drzewa życia, którzy z wolna przeistaczają się w monstra i węże broniące dostępu do niego, oraz herosi, rzucający wyzwanie bogom, wspinający się po drzewie ku niebu, ścinający je albo zrywający zeń owoc. Zazdrośni są bogowie i zazdrośni są ludzie. Wzajem się podziwiają, walczą ze sobą i żyć bez siebie nie mogą. Tylko ten krzyż pośród tej wrzawy stoi sponiewierany, do wszystkich i do nikogo już nie należący. Lecz w tym właśnie jego przedziwna moc.

jot@ka